Bąbel staje się tak skomplikowaną i barwną jednostką ludzką, że coraz trudniej będzie zwięźle opisać jego (jej) poczynania. Do technik manipulacyjnych stosowanych na porządku dziennym doszły:
- szantaż (znany już wcześniej, ale teraz bardziej wyrafinowany - „CHCEEE! BALDZO!!”)
- zamydlanie oczu („tak mamo, pasiam, grzećna będę”, „tata nowu zły”)
- obrażanie („jestem zła”, „nie lubie taty”)
Za nami pierwsze zagraniczne wakacje z Bąblem ... udane, nie powiem, ale od razu jakieś krótsze i mniej przygodowe. Dlatego zaraz po wakacjach maluch na wieś został wywieziony dla oddechu (mamunia 400 km musiała obrócić w tym celu). Trudna to była podróż z wymiotami, ale warto było dla tych kilku dni w domu, tak bardzo innych od reszty roku. Dni wolności połączonej z tęsknotą.
Za to pierwszy lot przebiegł znacznie lepiej. Bąbel nazywa samolot pilotem, a kiedy wznieśliśmy się do nieba wykrzyknęła radośnie: MORZE! Na miejscu zadomowiła się szybko, spała między nami, sikała pod prysznicem, nudę oczekiwania na wyjście nad morze zabijała oglądaniem bajek. Kupiliśmy dmuchanego krokodyla, koło z gaciami i uchwytami do bezpiecznego pływania, kapelusz dla mamy, rodzinka na wczasach pierwsza klasa! Na plaży szalała, albo kolekcjonowała kamienie czyszcząc je jak Maka Paka. Byłoby idealnie, gdyby nie ciągłe „mama chodź, tata chodź!”. Tylko raz solidnie wpadła do wody basenowej ześlizguiąc się z materaca, ale poza przerażeniem na twarzy obyło się bez urazu na resztę życia. Zrobiliśmy z tego wielką przygodę i anegdotę do opowiadania po powrocie. Kiedy dotarliśmy do domu Bąbel spał, więc tylko przenieśliśmy ją do łóżeczka. Budząc się rano zobaczyła przed sobą pysk kota, jej twarz od razu rozpromieniała i powiedziała: „Missi, missi! Leciałam pilotem, wiesz?”.
- zamydlanie oczu („tak mamo, pasiam, grzećna będę”, „tata nowu zły”)
- obrażanie („jestem zła”, „nie lubie taty”)
Za nami pierwsze zagraniczne wakacje z Bąblem ... udane, nie powiem, ale od razu jakieś krótsze i mniej przygodowe. Dlatego zaraz po wakacjach maluch na wieś został wywieziony dla oddechu (mamunia 400 km musiała obrócić w tym celu). Trudna to była podróż z wymiotami, ale warto było dla tych kilku dni w domu, tak bardzo innych od reszty roku. Dni wolności połączonej z tęsknotą.
Za to pierwszy lot przebiegł znacznie lepiej. Bąbel nazywa samolot pilotem, a kiedy wznieśliśmy się do nieba wykrzyknęła radośnie: MORZE! Na miejscu zadomowiła się szybko, spała między nami, sikała pod prysznicem, nudę oczekiwania na wyjście nad morze zabijała oglądaniem bajek. Kupiliśmy dmuchanego krokodyla, koło z gaciami i uchwytami do bezpiecznego pływania, kapelusz dla mamy, rodzinka na wczasach pierwsza klasa! Na plaży szalała, albo kolekcjonowała kamienie czyszcząc je jak Maka Paka. Byłoby idealnie, gdyby nie ciągłe „mama chodź, tata chodź!”. Tylko raz solidnie wpadła do wody basenowej ześlizguiąc się z materaca, ale poza przerażeniem na twarzy obyło się bez urazu na resztę życia. Zrobiliśmy z tego wielką przygodę i anegdotę do opowiadania po powrocie. Kiedy dotarliśmy do domu Bąbel spał, więc tylko przenieśliśmy ją do łóżeczka. Budząc się rano zobaczyła przed sobą pysk kota, jej twarz od razu rozpromieniała i powiedziała: „Missi, missi! Leciałam pilotem, wiesz?”.