piątek, 1 lipca 2011

Zaskakujący zwrot akcji

Trzeba uważać z postanowieniami, pobożnymi życzeniami wypowiadanymi na głos. Założyłam sobie, że do 1 lipca wreszcie schudnę. Marzyłam też o czasie wolnym dla siebie, możliwości opierdalania się. Spełniło się wszystko, tylko za jaką cenę i w jakiej formie?!
Przez ostatni tydzień owszem schudłam 4 kilo, ale przez chorobę. Angina pojawiła się nagle, w dniu zaplanowanego wyjazdu. Szybka wizyta u lekarza, recepta na 3-dniowy antybiotyk i jedziemy. Niestety nie pomagał, występ się nie odbył, a ja tylko pogorszyłam sytuację. Coraz trudniej było przełykać. W poniedziałek nie jadłam już właściwie nic. Okazało się, że to ropień okołomigdałkowy. Trzeba było naciąć. Trzy razy przy zmieczuleniu psikanym czyli bardzo umownym. Szok, ale ulga, że to koniec. Nowy antybiotyk, a w nocy ropień przeskoczył sobie na drugi migdał i wszystko od początku, tylko gorzej. Kolejne nacinania, wizyta na ostrym dyzurze, potem juz na oddziale. Nawet przez chwilę chcieli mnie zostawić w szpitalu! W końcu jakiś przełom i wracam do zdrowia .. i do jedzenia.
W czasie choroby byłam warzywem wylegującym się na kanapie. Teraz musiałam odpuścić sobie Open’er, o czym nie będę pisać, bo już uroniłam kilka łez, jakoś to w sobie zdusiłam, że nie jadę i koniec. Bąbel na wsi, L na festiwalu, mam więc mnóstwo czasu dla siebie, a nawet na spotkania z tymi, którzy pozostali. Momentami mnie to kręci i aż nie wiem od czego zacząć, a momentami dołuje, bo wolałabym być tam..