czwartek, 30 lipca 2009

Kocham


„Kocham morze, wiesz?” - co rano wyznaje Bąbel na helskim wybrzeżu, gdzie gości już po raz trzeci, ale po raz pierwszy świadomie. Jest tak jak to sobie wymarzyłam: mały blady golas biega jak szalony uciekając z piskiem przed falami, wykopuje dół, wiaderkiem napełnia go wodą i ma dodatkowy błotny basenik, w kolorowym dmuchanym kole uczy się pływać, a kiedy drży po wyjściu z Bałtyku owijamy go w ręcznik i zwija się w kłębek na kocu. To wszystko proste, a tak silnie wzruszające.
Do fascynacji Bąbla, których już długo nie opisywałam, doszła jeszcze miłość do wiejskich zwierząt oraz nieustające pragnienie pochłaniania słodyczy typu gumowego.
Podczas naszych pierwszych wakacji tego lata (bez taty!) Bąbel zaprzyjaźnił się z trzema kozami, które karmił z ręki trawą. Widząc ją z daleka leniwe kózki radośnie wychodziły nam na przeciw, mimo, że trawy miały pod dostatkiem pod kopytami. Z innych rytuałów codziennie oglądałyśmy konie, nowonarodzone szczeniaczki, gęsi, a największym rarytasem były kury, bo jakoś mało dostępne akurat w okolicy. Największą karą było udanie się na stołówkę, z której Bąbel natychmiast dokonywał ucieczki. Zjadła za to więcej słodyczy, niż przez całe swoje dwuletnie dotychczasowe życie. Jeden wujek dawał z kieszonki mambe, ciocia loda, a koleżanka z piaskownicy akurat częstowała chipsami. Bąbel jest dość wybredny. O ile czekoladki traktuje z rezerwą to hasła GUMA i MISIO czynią cuda. Nawet nabardziej zapłakane lico Bąbla rozchmurza się błyskawicznie na widok mamby lub żelka.
A z tym kochaniem to jest zupełnie zaskakująca rzecz. Nie moge sobie przypomnieć, żebym wyznawała miłość rodzicom tak dosłownie, a „love you daddy” wypowiadane w amerykańskich filmach jak mantra jakoś mi plastkiem zalatywało. Bąbel potrafi spojrzeć na mnie i nagle obsypać mnie słodkim „kocham” z buziakiem w bonusie i za każdym razem mam ciarki na plecach.

czwartek, 9 lipca 2009

Festiwalowa moc


W niektórych kręgach Open’er jest SO PASSE, a mi się z tego chce śmiać, bo to poza jest nic poza tym. Uczestnictwo w tak ogromniastym festiwalu jest przeżyciem bardzo subiektywnym i uzależnionym od setki czynników, jak:
- stopień zmęczenia
- sukces w zdobyciu czegokolwiek poza napojem sponsora
- towarzystwo upierdliwego znajomego
- determinacja lub jej brak w dostaniu się bliżej sceny
To są kwestie oczywiste, ale moim zdaniem mniej istotne w przypadku bardziej kameralnego wydarzenia jak Selektor. Relacje z Opener’a bywają bardziej zróżnicowa właśnie poprzez jego skalę. Tak czy siak nasz tegoroczny fest udał się wyśmienicie i tylko ludzie zawistni lub pomyleni mogą sądzić inaczej. Ba nawet czynnik obiektywny czyli pogoda nie zawiódł. Deszcz trwał planowo, czyli godzine. A padał tylko po to, żeby wzmocnić efekt koncertu Faith No More, kiedy boski Mike zauważył: It stopped raining. It’s the power of music!
Nie mogę ocenić całości, bo zaliczyłam jedynie (chyba najsłabszy) piątek i kozacką sobotę, ale i tak była to moja najlepsza edycja.
W sobotę zaczęłam od Kampa (mało kto mnie tak rusza na naszym rynku obecnie, a oni nawet jeszcze na tym rynku nie są w sumie, oby się dalej nie zepsuło), potem Fisz Emade .. niby znane ograne, a ja ciarki miałam na plecach. Chłopcy wyrośli na takich rasowców, że czapki z głów, a jeszcze sobie zespół przystojny i zdolny dobrali. I proszę nie reagować, że pchi słyszeliście ich setki razy, bo tylko w tym namiocie emocje podbite są wielotysięcznym aplauzem, który ma jakąś wyjątkową moc.
Super grzeczna Emiliana Torrini nawet nie wytrzymała i dziękując musiała Fuckin’ wtrącić, nie dziwię się. Ludziom też, była urocza.
Niestety o Faith No More jedynie zahaczyłam, bo trzeba było zmierzać do oddalonej sceny World, gdzie po prostu rozłożył mnie na łopatki Q-Tip!! LIFE IS BETTER LIFE IS BETTER śpiewaliśmy z nim na koniec i chyba tak wszyscy czuliśmy. Trudno było się rozstać z tym niewysokim, uśmiechniętym, zaangażowanym kolesiem w podciągniętych wysoko podkolanówkach. I oczywiście z jego kosmiczno-rastamańskim zespołem. Napierw brakowało mi żeńskich głosów, ale szybko zrozumiałam, że tak ma być, bardzo prosto i szczerze, a brzmieniowo tłusto.
Zakończyłam mocno klubowo, wśród najbliższych. Co tu dużo gadać .. wspomnienia niezapomniane. Za rok jadę na dłużej, a teraz czekam już na płockie święto.