„Kocham morze, wiesz?” - co rano wyznaje Bąbel na helskim wybrzeżu, gdzie gości już po raz trzeci, ale po raz pierwszy świadomie. Jest tak jak to sobie wymarzyłam: mały blady golas biega jak szalony uciekając z piskiem przed falami, wykopuje dół, wiaderkiem napełnia go wodą i ma dodatkowy błotny basenik, w kolorowym dmuchanym kole uczy się pływać, a kiedy drży po wyjściu z Bałtyku owijamy go w ręcznik i zwija się w kłębek na kocu. To wszystko proste, a tak silnie wzruszające.
Do fascynacji Bąbla, których już długo nie opisywałam, doszła jeszcze miłość do wiejskich zwierząt oraz nieustające pragnienie pochłaniania słodyczy typu gumowego.
Podczas naszych pierwszych wakacji tego lata (bez taty!) Bąbel zaprzyjaźnił się z trzema kozami, które karmił z ręki trawą. Widząc ją z daleka leniwe kózki radośnie wychodziły nam na przeciw, mimo, że trawy miały pod dostatkiem pod kopytami. Z innych rytuałów codziennie oglądałyśmy konie, nowonarodzone szczeniaczki, gęsi, a największym rarytasem były kury, bo jakoś mało dostępne akurat w okolicy. Największą karą było udanie się na stołówkę, z której Bąbel natychmiast dokonywał ucieczki. Zjadła za to więcej słodyczy, niż przez całe swoje dwuletnie dotychczasowe życie. Jeden wujek dawał z kieszonki mambe, ciocia loda, a koleżanka z piaskownicy akurat częstowała chipsami. Bąbel jest dość wybredny. O ile czekoladki traktuje z rezerwą to hasła GUMA i MISIO czynią cuda. Nawet nabardziej zapłakane lico Bąbla rozchmurza się błyskawicznie na widok mamby lub żelka.
A z tym kochaniem to jest zupełnie zaskakująca rzecz. Nie moge sobie przypomnieć, żebym wyznawała miłość rodzicom tak dosłownie, a „love you daddy” wypowiadane w amerykańskich filmach jak mantra jakoś mi plastkiem zalatywało. Bąbel potrafi spojrzeć na mnie i nagle obsypać mnie słodkim „kocham” z buziakiem w bonusie i za każdym razem mam ciarki na plecach.
Do fascynacji Bąbla, których już długo nie opisywałam, doszła jeszcze miłość do wiejskich zwierząt oraz nieustające pragnienie pochłaniania słodyczy typu gumowego.
Podczas naszych pierwszych wakacji tego lata (bez taty!) Bąbel zaprzyjaźnił się z trzema kozami, które karmił z ręki trawą. Widząc ją z daleka leniwe kózki radośnie wychodziły nam na przeciw, mimo, że trawy miały pod dostatkiem pod kopytami. Z innych rytuałów codziennie oglądałyśmy konie, nowonarodzone szczeniaczki, gęsi, a największym rarytasem były kury, bo jakoś mało dostępne akurat w okolicy. Największą karą było udanie się na stołówkę, z której Bąbel natychmiast dokonywał ucieczki. Zjadła za to więcej słodyczy, niż przez całe swoje dwuletnie dotychczasowe życie. Jeden wujek dawał z kieszonki mambe, ciocia loda, a koleżanka z piaskownicy akurat częstowała chipsami. Bąbel jest dość wybredny. O ile czekoladki traktuje z rezerwą to hasła GUMA i MISIO czynią cuda. Nawet nabardziej zapłakane lico Bąbla rozchmurza się błyskawicznie na widok mamby lub żelka.
A z tym kochaniem to jest zupełnie zaskakująca rzecz. Nie moge sobie przypomnieć, żebym wyznawała miłość rodzicom tak dosłownie, a „love you daddy” wypowiadane w amerykańskich filmach jak mantra jakoś mi plastkiem zalatywało. Bąbel potrafi spojrzeć na mnie i nagle obsypać mnie słodkim „kocham” z buziakiem w bonusie i za każdym razem mam ciarki na plecach.