czwartek, 9 lipca 2009

Festiwalowa moc


W niektórych kręgach Open’er jest SO PASSE, a mi się z tego chce śmiać, bo to poza jest nic poza tym. Uczestnictwo w tak ogromniastym festiwalu jest przeżyciem bardzo subiektywnym i uzależnionym od setki czynników, jak:
- stopień zmęczenia
- sukces w zdobyciu czegokolwiek poza napojem sponsora
- towarzystwo upierdliwego znajomego
- determinacja lub jej brak w dostaniu się bliżej sceny
To są kwestie oczywiste, ale moim zdaniem mniej istotne w przypadku bardziej kameralnego wydarzenia jak Selektor. Relacje z Opener’a bywają bardziej zróżnicowa właśnie poprzez jego skalę. Tak czy siak nasz tegoroczny fest udał się wyśmienicie i tylko ludzie zawistni lub pomyleni mogą sądzić inaczej. Ba nawet czynnik obiektywny czyli pogoda nie zawiódł. Deszcz trwał planowo, czyli godzine. A padał tylko po to, żeby wzmocnić efekt koncertu Faith No More, kiedy boski Mike zauważył: It stopped raining. It’s the power of music!
Nie mogę ocenić całości, bo zaliczyłam jedynie (chyba najsłabszy) piątek i kozacką sobotę, ale i tak była to moja najlepsza edycja.
W sobotę zaczęłam od Kampa (mało kto mnie tak rusza na naszym rynku obecnie, a oni nawet jeszcze na tym rynku nie są w sumie, oby się dalej nie zepsuło), potem Fisz Emade .. niby znane ograne, a ja ciarki miałam na plecach. Chłopcy wyrośli na takich rasowców, że czapki z głów, a jeszcze sobie zespół przystojny i zdolny dobrali. I proszę nie reagować, że pchi słyszeliście ich setki razy, bo tylko w tym namiocie emocje podbite są wielotysięcznym aplauzem, który ma jakąś wyjątkową moc.
Super grzeczna Emiliana Torrini nawet nie wytrzymała i dziękując musiała Fuckin’ wtrącić, nie dziwię się. Ludziom też, była urocza.
Niestety o Faith No More jedynie zahaczyłam, bo trzeba było zmierzać do oddalonej sceny World, gdzie po prostu rozłożył mnie na łopatki Q-Tip!! LIFE IS BETTER LIFE IS BETTER śpiewaliśmy z nim na koniec i chyba tak wszyscy czuliśmy. Trudno było się rozstać z tym niewysokim, uśmiechniętym, zaangażowanym kolesiem w podciągniętych wysoko podkolanówkach. I oczywiście z jego kosmiczno-rastamańskim zespołem. Napierw brakowało mi żeńskich głosów, ale szybko zrozumiałam, że tak ma być, bardzo prosto i szczerze, a brzmieniowo tłusto.
Zakończyłam mocno klubowo, wśród najbliższych. Co tu dużo gadać .. wspomnienia niezapomniane. Za rok jadę na dłużej, a teraz czekam już na płockie święto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz