środa, 18 sierpnia 2010
W.A.K.A.C.J.E.
Koncepcja była taka: mamy (poza obozem tenisowym) zaplanowanych kilka występów w przyjemnych lokalizacjach, do tego kilka festiwali. Nie bierzemy więc nic więcej i przy okazji każdego wydarzenia „odpoczywamy” nad morzem, nad jeziorem lub zaliczamy festiwal w całości. Zostały jeszcze dwa takie weekendy i już czuję, że po tych wakacjach powinniśmy jeszcze zaliczyć sanatorium. Powoli zaczynam też nabierać wstrętu do samochodu. Wygląda to mniej więcej tak, że trzeba zrobić 200 km, żeby Bąbel znalazł się w przytulnym miejscu w wiejskicm otoczeniu i w dobrych rękach. Potem (najczęściej tego samego dnia) te same 200 wrócić. Kolejny dzień to nagrywanie audycji na niedzielę, „ogarnianie” wszystkiego na co starczy czasu czyli na nic, pakowanie. Nazajutrz wyjazd (od 300 do 400 km) i upragniony, niezwykle intensywny wypoczynek przy muzyce, trunkach itepe. Powrót bywa ciężki, a potem znów 200 do stęsknionego Bąbla. I od początku. YEAH! Jak dobijemy do końca to muszę sklecić małe kalendarium na pamiątkę tych ekstremalnych wakacji.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Taki to kręciołek trochę, ale jak widać przeżyłaś poprzednie wakacje i masz się całkiem dobrze;) Jeszcze trochę i znów będą wakacje, pozdrowienia !! Może do zobaczenia na jakieś imprezie !
OdpowiedzUsuń