sobota, 20 czerwca 2009

SMOKODWYK

Smoczek zwany MONIEM jest najpierw największym przyjacielem rodzica, a później narkotykiem malucha. Najpierw daje się po to, żeby móc funkcjonować, podróżować, spać spokojnie. Później zmieniamy front i bardziej świadomemu bobasowi wpajamy jaki to monio jest be, jak nie przystoi takiej dużej dzidzi. Przy wysokim stopniu uzależnienia te argumenty przemawiają tyle, co „heroina zniszczy ci życie”. Pozostaje metoda brutalna, całkowite odstawienie z dnia na dzień. Odkładałam ten koszmar na później, aż zostałam wyręczona! Niezastąpiona Baba Gonia wraz z Madzią, podczas wspólnego z Bąblem pobytu na wsi, zainaugurowały sen „bez”! Po trzech dniach trzeba było przyjąć na klatę odpowiedzialność kontynuacji. Monio został schowany i kto się złamie ten cienias. Trwamy! Najbardziej podziwiam Bąbla, który słowo „monio” wypowiada tak cichutko niby nigdy nic, a nuż ktoś zareaguje. Zasypianie trudniejsze, ale udaje się. Średnio jeden napad nerwicowy na noc, ale jest coraz lepiej. Poza prezentem w postaci pluszowego psa Pimpka postanowiłam czymś się Bąblowi zrewanżować, po prostu też coś odstawić. Spokojnie, tym razem nie będzie to alkohol, to już przerabiałam. Za to cola-light to już piękny gest, na który chyba mnie stać? Od poniedziałku.

2 komentarze:

  1. do aspartamu i posmaku w coli light mozna przywyknac na szczescie :D a porwnywalas light do zero ??

    OdpowiedzUsuń
  2. nie ma roznicy i niech nikt nie mowi ze jest.. a jeszcze takie kolorowe puszki lajta wprowadzili zeby zachecic, czyli czujesz ze sie nie udalo?:(

    OdpowiedzUsuń