niedziela, 4 grudnia 2011

Album 3 / 1


No dobra. Może uda się zrealizować plan spisania kolejnych etapów powstawania nowej płyty. Po co? Po pierwsze – jak wszystko, co tu piszę – na pamiątkę. Po drugie, żeby czarno na białym pokazać jak żmudny i niełatwy to proces. Bywa też fascynujący, szczególnie na samym początku, kiedy nikt jeszcze nie wyznacza terminu oddania dzieła. Wyznałam już kilku osobom, że zaczęłam i usłyszałam TE DWA standardowe pytania: „A z kim?“ oraz „W jakim klimacie?“. Brrr lepiej chyba mie mówić. Bo na te pytania nie znam jeszcze odpowiedzi i też nie wydają mi się najważniejsze.
Tym razem chcę najpierw popracować sama ze sobą. Kupiłam śliczny, nowiutki klawisz i po raz pierwszy z życiu sobie plumkam. A brzmienia ma tak piękne, że mam co robić. Nadal najwięcej pomysłow przychodzi mi do głowy gdzieś poza domem, na ulicy. Zaczynam coś śpiewać, okazuje się, że to żadna znana piosenka tylko coś nowego co zagrało zamoistnie w mojej głowie. Wyciągam ipoda i nagrywam gdzieś na szybko, pod krzakiem. Potem w domu słucham, dogrywam jakieś proste dźwięki, akordy i nagrywam wokal jeszcze raz już do kompa.
Poza tym czytam i notuję. Nie przepisuję gotowych zwrotów, ale czasem jakieś pojedyńcze słowo mi się spodoba, jakaś historia zainspiruje do pomysłu na tekst.
Mało mam tego, bo nie potrafię jeszcze wygospodarować czasu, żeby kilka godzin posiedzieć zamknięta w domu. Widząc jednak ile moge zrobić w ciągu nawet 2 godzin, jestem dobrej myśli, że się rozkręcę. Fajnie by było wyrobić się do jesieni.. 2012 to taka piękna data☺

poniedziałek, 24 października 2011

Wiekowa złota rybka



Zadzwoniła wczoraj M’si z „mikro“ wywiadem dotyczącym życzeń złotej rybki. Trudna sprawa. Pierwsza myśl: wystarczy zażyczyć sobie moc spełniania własnych życzeń. Jeśli jednak poruszyć wyobraźnię, ta perspektywa wydała mi się przerażająca i dalece niebezpieczna. Ostatecznie zdecydowałam tak:
1. nieustające zdrowie dla Bąbla i rodziny (wyłączając nieśmiertelność:)
2. zmniejszenie o 50% cierpienia dzieci na świecie
(zalatuje kaszaniastym banałem i Angeliną Jolie, ale obarczanie dzieci cierpieniami naprawdę wydaje mi się najbardziej niesprawiedliwą rzeczą na świecie; dlaczego akurat powiedziałam 50% ... tego nie wiem)
3. możliwość cofnięcia się w czasie o 10 lat, zachowując obecny stan umysłu i świadomości

No właśnie, o tym dłużej. Joakim nagrał płytę o wchodzeniu w wiek 30-40. Mówi, że jak miał 20 to tacy „starcy“ go irytowali, dziś nagle stał się jednym z nich.
Dużo o tym rozmyślam ostatnio, bo zbliżanie się do 40stki (u kobiety dodam, mężczyźni mają jeszcze luz do 50tki) okazało się momentem niezwykle ciekawym. Przeszło 30 lat doświadczeń generuje taki dystans do pewnych sytuacji, że często jest łatwiej, spokojniej. Te prostsze przyjemności, jak przeczytanie ciekawej gazety, książki, lunch z koleżanką, w ogóle rozmowa z sensownymi ludźmi gdzieś przy winie, a nie w komputerze, ugotownie czegoś smacznego, nabierają mocy uzdrawiającej. Pociągają niekiedy bardziej niż wyjście na obfitujący w atrakcje event, koncert megagwiazdy, imprezę w klubie, na której będą „wszyscy“. Pojawiają się też nowe pomysły na siebie, a nawet nowe zdolności wcześniej nieodkryte w pogoni za pracą, studiami, itd.
Jako, że nie znajdujemy się tu na łamach „Gali“ (tam kobiety po 40stce zawsze są szczęśliwsze niż za młodu i oczywiście piękniejsze) to jest też ciemna strona medalu. Poczucie, że już za późno na tak wiele jest chyba najgorsze. Na szczęście są dni, w których udaje się z tym pogodzić beboleśnie. Świadomość, że w oczach nastolatków jesteś „starą babą“ przychodzi chyba tylko wtedy kiedy to usłyszymy, człowiek sam siebie widzi zawsze młodziej i lepiej. Jest jeszcze takie niemiłe ocknięcie się, że choroby to nie abstrakcja, że rodzice to naprawdę już staruszkowie i że po prostu sił brakuje. Brrrrr – wdrygną się młodsi, ale może warto sobie to uzmysłowić trochę wcześniej. Im bardziej zmobilizujemy się do 30stki, spełnimy chociaż w części swoje ambicje, marzenia, zadbamy o ciało, tym więcej będziemy czerpać z tej drugiej, dojrzałej części życia. Kolejny to frazes rodem z telewizji śniadaniowej, ale to moje prawdziwe przemyślenia, nic na to nie poradzę.

poniedziałek, 26 września 2011

LOST UNFOUND


Kosmetyczka z drogocenną zawartością – pociąg nie pamiętam skąd.

Aparat 1 – Płock
Na Audioriver zawsze wesoło w VIP-room’ie. Tak wesoło, ze aż pozostawiony za barem aparat (z cyklu lepszych) rozpłynął się.

Aparat 2 – Chałupy
W kolejny aparat nie inwestowałam już zbyt wiele. Zaginął w niezykle zabawowych okolicznościach afterowych. Do dziś zachodzimy w głowę, gdzie się zgubił i w czyje ręce dostały się zrobione tego wieczoru zdjęcia ...

Trampki Adidasa – Gdańsk (urodziny WP)
Do dziś za nimi tęsknie..

Buty i mikrofon – pociąg jadący do Kołobrzegu
W niektórych kręgach koledzy nabijają się z mojego upodobania do mnożenia toreb i torebek. Czasem liczę ile ich mam i wsiadając, wysiadając odliczam jak ilość dzieci w autokarze. Tym razem ten dodatkowy woreczek pojawił się jakoś nadprogramowo i nie wysiadł z nami w Sopocie.. pojechał dalej.. Ciekawe, czy ktoś chociaż zrobił użytek w mikrofonu..?

Zasilacze do lexicona w różnych miejscach
Upierdliwa sprawa, więc już pilnuję.

Ukochana kurtka pseudo-skórzana – Dębki
No przecież zostawiłam za dj’ką!! Też tęsknię (ale impreza była może nawet warta tej zguby).

Kurtka w pasy (piękna, niepowtarzalna!) – Poznań
Impreza niby VIP’owska, wszystkie zakamarki przeczysane, a jednak zniknęła.

... będę dopisywać, oby jak najrzadziej!
ps. Zastanawiacie się, co ma do tego ten piesek. Może on to wszystko odnajdzie..

Po co te wakacje?






Żeby poczuć przestrzeń, bezkres
Żeby odstawić fb i telefon
Żeby zjeść lepiej niż zwykle
Żeby bezkarnie wypić więcej (i zimniej)
Żeby z dystansu wpaść na nowe pomysły

czwartek, 15 września 2011

Ulubiona chwila dnia


Wracam z przedszkola. L śpi. Zalewam kawę. Robię pyszne – dość dietetyczne śniadanie. Siadam przy stole. Otwieram komputer. Wszystko jest takie „na świeżo“. Jest bosko przez 30 minut.

Strasznie chce mi się pisać, czasu i organizacji brak. Ale już za chwilę..

piątek, 1 lipca 2011

Zaskakujący zwrot akcji

Trzeba uważać z postanowieniami, pobożnymi życzeniami wypowiadanymi na głos. Założyłam sobie, że do 1 lipca wreszcie schudnę. Marzyłam też o czasie wolnym dla siebie, możliwości opierdalania się. Spełniło się wszystko, tylko za jaką cenę i w jakiej formie?!
Przez ostatni tydzień owszem schudłam 4 kilo, ale przez chorobę. Angina pojawiła się nagle, w dniu zaplanowanego wyjazdu. Szybka wizyta u lekarza, recepta na 3-dniowy antybiotyk i jedziemy. Niestety nie pomagał, występ się nie odbył, a ja tylko pogorszyłam sytuację. Coraz trudniej było przełykać. W poniedziałek nie jadłam już właściwie nic. Okazało się, że to ropień okołomigdałkowy. Trzeba było naciąć. Trzy razy przy zmieczuleniu psikanym czyli bardzo umownym. Szok, ale ulga, że to koniec. Nowy antybiotyk, a w nocy ropień przeskoczył sobie na drugi migdał i wszystko od początku, tylko gorzej. Kolejne nacinania, wizyta na ostrym dyzurze, potem juz na oddziale. Nawet przez chwilę chcieli mnie zostawić w szpitalu! W końcu jakiś przełom i wracam do zdrowia .. i do jedzenia.
W czasie choroby byłam warzywem wylegującym się na kanapie. Teraz musiałam odpuścić sobie Open’er, o czym nie będę pisać, bo już uroniłam kilka łez, jakoś to w sobie zdusiłam, że nie jadę i koniec. Bąbel na wsi, L na festiwalu, mam więc mnóstwo czasu dla siebie, a nawet na spotkania z tymi, którzy pozostali. Momentami mnie to kręci i aż nie wiem od czego zacząć, a momentami dołuje, bo wolałabym być tam..

sobota, 28 maja 2011

Macierzyństwo ekstremalne


Prawdziwa próba sił. Histeria, której "powodem" wyjściowym było zaganianie do kąpieli, kiedy Bąbel chciał naklejać naklejki. Skończyło się na spazmach, tupaniu i wyciu:
- Przytul mnie, utul mnie!!!!
- Uspokój się i przeproś mamunię to przytulę - prosiłam twardo.
- Nieeee, jak mnie przytulisz to przeproszę.
- Przytulę jak przeprosisz ...
I tak przez dobre 15 minut. Zaczynam się martwić.

czwartek, 19 maja 2011

krótko i na temat


w moim życiu jest zbyt wiele atrakcji
chcę się nuuuuuuudzić
opierdalać

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

T.I.M.E.


Jaki sens ma ciągłe zapisywanie na kartce rzeczy „do zrobienia”, dzielenia ich na rzeczy pilne oraz wymagające więcej wysiłku, czyli „na później”. Niewiele ubywa, szczególnie z tej drugiej kategorii. Na tę pierwszą czasem nie zerknę przez cały dzień, a wieczorem obiecuję sobie, że jutro to już na pewno. Bez sensu, a jednak inaczej nie potrafię. Sama sobie jestem szefem, a czasu do 15.30, kiedy odbieram Bąbla, jest mało. Akurat tyle, żeby ogarnąć mieszkanie, zrobić zakupy, skoczyć do centrum na lunch z koleżanką i do „złotych” po ciuchy itepe. Albo ogarnąc mieszkanie, usiąść przy kompie w celach konstruktywnych, skoczyć na siłkę i małe zakupy. Wybór należy do mnie, mobilizacja też. Wieczorami jestem mało twórcza, więc tak naprawdę te dzienne godziny powinnam wykorzystać na twórczość w zaciszu domowym lub studyjnym. Tylko póki co jakoś się nie składa, a tu wiosna w pełni.

piątek, 4 marca 2011

Powrót

Ani słowa w 2011?! Tak nie może być. Ale od czego zacząć… To były trudne miesiące.
Gniazdko - chyba uwite!
W pewnym momencie trudniejsze okazało się opuszczenie starej norki. Zgromadziliśmy tam przez 7 lat tony przedmiotów, płyt, zabawek, ciuchów, dokumentów. Nie wywieźliśmy wszystkiego od razu, więc przeprowadzce nie było końca. Teraz jeszcze otaczają nas kartony, torby, ale umiarkowanie. Można cieszyć się przestrzenią, wygodną kanapą, zmywarką, deszczownicą, miejscem postojowym. W pewnym wieku takie pierdoły strasznie cieszą, szczególnie jeśli tak długo się na nie czekało.
Bąbel - jest już dziewczynką!
Jak każda matka uważam, że moje (prawie 4-letnie) dziecko jest absolutnie wyjątkowe. Kiełkują już pierwsze talenty. Zdecydowanie bardziej wokalne i taneczne, niż plastyczne. Niemal codziennie Bąbel biegnie do mnie po przedszkolu z nowym rysunkiem, który tak naprawdę zmienia się średnio co 2 tygodnie. Ostatnio na przykład był to szablon choinki z dorysowanymi kolorowymi plamami - bąbkami. Zebrałam ich całkiem sporo, różnią się ilością bąbek. Zna za to mnóstwo piosenek i całkiem nieźle je wyśpiewuje. Sprawnie obsługuje też Iphone'a, bajki zaczęły ją nudzić, kocha naklejki i zabawę w chowanego lub w ducha.
Miłość - nadal najtrudniejsza sfera mojego życia.
Zabrzmiało poważnie, ale też nie jest wesoło. Tyle, że trochę bez wyjścia, więc nie ma co pisać. Bywa fajnie i tego się trzymajmy!
Praca - chwilowy zastój i nowe spojrzenie
… poźniej