czwartek, 2 grudnia 2010

Szanghaj story






Wyprawa do Szanghaju nie będzie może należała do najbardziej wzniosłych momentów mojego życia, ale na pewno jej nie zapomnę. Początkowo miasto zaskoczyło nas szarością skąpaną w smogu i zimnym wiatrem. Kiedy tylko zapadł zmrok (ok. 17.30) nastąpiła stopniowa iluminacja, a miasto zamieniło się w rozłożystą choinkę. Po trzech dniach wyszło słońce i temperatura też przestała nam dokuczać. Występy pominę milczeniem, bo były raczej zabawnym folklorem. Expo – wiadomo: wielkie, efekciarskie, tłoczne. Najbardzej ciekawiło nas samo miasto i .. jedzenie, a wieczorem alko i rozmowy. Trudno było powstrzymać się od ciągłych porównań z Japonią i muszę przyznać, że lepiej czułam się w kraju kwitnącej wiśni, nawet jeśl bardziej samotnie. Tutaj na brak towarzystwa nie mogłam narzekać, ale miasto było czasem odpychające, żeby nie powiedzieć śmierdzące. Jeden z chińskich przysmaków to sprzedawane w każdym, nawet najmniejszym sklepiku z fajkami, „szaszłyki” z nadzianym jajem albo czyms równie obślizgłym, zanurzone w brązowej zalewie, stojące w kubełku przy kasie. Wybów knajp podyktowany był dostępnością menu z obrazkami, smaki czasem nas zachwycały, a czasem zastanawiałam się czy popić czy wypluć. Chińskie piwo to siki, a wódka to coś w rodzaju cytrynowego detergentu. Taksówki i jedzenie kosztują grosze, za to jedno wyjście do klubu to jakieś absurdalne wydatki. Sklepy też skrajnie się różnią: w modnych rejonach same ekskluzywne, błyszczące i kuszące rozpoznawalnymi metkami, w biedniejszych rewirach po prtostu syfiaste. Obowiązkowy punkt wyjazdu to zakup podrabianych rolex’ów w ciemnym zaułku.

wtorek, 21 września 2010

Ich liebe Berlin



Gdybym zaczynala wszystko od początku to kto wie, może właśnie Berlin. Z wyjazdu na Berlin Festival najsłabiej wypadł sam festiwal. Towarzystwo idealne, jedzonko pyszne, pogoda wymarzona, w mieście zaraźliwy spokój, w klubach godny pozazdroszczenia tłok. Kolejna wyprawa już w planach.

Holiday blues





Dwa miesiące zabawy, luzu, niecodziennych zbliżeń, muzycznych uniesień, śmiechu. A teraz wszystko po staremu:( Oby do wakacji.. albo raczej co z tym zrobić...

czwartek, 19 sierpnia 2010

Żywica i mus



Mały zastój „na budowie” przez wakacje. Żywica wylana, podłogi gotowe i ... nic poza tym. Ale chce mi się na maksa, jak tylko osiądziemy w mieście na dłużej niż 3 dni to działam pełną parą. Teraz to już mus!

środa, 18 sierpnia 2010

W.A.K.A.C.J.E.

Koncepcja była taka: mamy (poza obozem tenisowym) zaplanowanych kilka występów w przyjemnych lokalizacjach, do tego kilka festiwali. Nie bierzemy więc nic więcej i przy okazji każdego wydarzenia „odpoczywamy” nad morzem, nad jeziorem lub zaliczamy festiwal w całości. Zostały jeszcze dwa takie weekendy i już czuję, że po tych wakacjach powinniśmy jeszcze zaliczyć sanatorium. Powoli zaczynam też nabierać wstrętu do samochodu. Wygląda to mniej więcej tak, że trzeba zrobić 200 km, żeby Bąbel znalazł się w przytulnym miejscu w wiejskicm otoczeniu i w dobrych rękach. Potem (najczęściej tego samego dnia) te same 200 wrócić. Kolejny dzień to nagrywanie audycji na niedzielę, „ogarnianie” wszystkiego na co starczy czasu czyli na nic, pakowanie. Nazajutrz wyjazd (od 300 do 400 km) i upragniony, niezwykle intensywny wypoczynek przy muzyce, trunkach itepe. Powrót bywa ciężki, a potem znów 200 do stęsknionego Bąbla. I od początku. YEAH! Jak dobijemy do końca to muszę sklecić małe kalendarium na pamiątkę tych ekstremalnych wakacji.

niedziela, 18 lipca 2010

na chwilę

Leniwa Niedziela. Kocham ją i nienawidzę. To audycja, która obnaża mój brak podzielności uwagi, nieprzygotowanie, roztargnienie lub po prostu kaca. Dodatkowo ostatnio zacięły mi się dwie płyty, a blox nie chciał przyjąć playlisty. "Na chwilę" więc trafiła tutaj, a Pavelo pyta czemu na chwilę skoro to też jakaś część życia. A więc nie zostanie:)

Sia - The Fight
Mark Ronson feat. Q-Tip - Bang Bang
Erykah Badu - Umm Hmm
THe Roots - The Day; How I Got Over
Jamie Lidell - Enough's Enough
M.I.A. - It Takes A Muscle
Prefuse 73 feat. School Of Seven Bells - The Class Of..
School Of Seven Bells - Windstorm; Babelonia
Carribou - Bowls
Pier Bucci - Canto Libre
Danger Mouse & Saprklehorse - Revenge
Coco Rosie - The Moon Asked The Crow
The XX - Heart Skipped A Beat

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Jak to zrobić, żeby nie być jak Tenor i Morcheeba?


Sezon plenerowy otwarty. Cuda Wianki w Gdyni. Uwielbiam śpiewać patrząc na morze. Mniej więcej w 2002 występowałam tak z Futrem przed Morcheebą. Teraz z moim zespołem. Morcheeba znów ze SKY i znów zaśpewali numery z "Big Calm" ! Fajnie powspominać, ale o co w tym chodzi? Taki "cudawiankowy" wykon, czy jeszcze nie nauczyli się nowego materiału.. Jimi Tenor z kolei przywdział różowy garniak (na focie mija się z Małym), otoczył się barwnymi muzykami pochodzenia afrykańskiego, a mimo to wiało nudą. Kolejne starcie: open'er.

piątek, 4 czerwca 2010

Gniazdko


W ogóle to mieszkanko się urządza i miało być tak strasznie, a póki co jest nawet fajnie. Myślałam, że będę brodzić po kolana w gruzie zastanawiając się, gdzie podziali się robole, a oni wywieźli wszystko zanim zdąrzyłam się pobrudzić. Kasa idzie jak woda, ale zaliczanie kolejnych etapów jest ekscytujące. Postanowiłam więc uchwycić postęp prac, stąd ta fotografia nr 1. Śniany poprzesuwane, dobudowane, cegła rozbiórkowa już prawie ustawiona, wanna obudowania, elektryka gotowa. Jupi!

I jeszcze ..


- Mamo, a ja też byłam w twoim brzuszku?
- Tak, kochanie
- I co tam robiłam?
- Pływałaś w takiej wodzie i przez taką rurke mamunia dawała ci jedzonko. Śniadanko, obiadek, kolację..
- I lody?
- :D lody też, kochanie.
- Chciałabym być tam i pływać i pływać..

sobota, 17 kwietnia 2010

Pierwsza fobia i foto-pasja





Dawno nic o Bąblu nie było, a niebawem trójka stuknie! Jakaż to ciekawa istotka z wybujałą wyobraźnią, nagłymi zmianami nastrojów, potężnymi pokładami miłości, nową umiejętnością skupiania się na jednej czynności.
Z innych osiągów Bąbel opanował już:
- podstawowe kolory
- liczenie do dziesięciu
- rysowanie postaci bez szyi
- jazdę na rowerze (jeszcze nie dwukołowy, ale już całkiem poważny)
- wkładanie płyty do DVD, włączanie gramofonu oraz kładzenie igły na winylu (nie zawsze subtelnie)
- robienie zdjęć

To ostatnie wyjątkowo zabawne. Jak Bąbel wpadnie w fotograficzny trans to biega po domu z aparatem i cyka wszystko, czasem tak niedbale, ze wychodzi całkiem ciekawy efekt (OBOK).
Jest też pierwsza fobia: Bąbel boi się mrówek. Zaczęły pojawiać się w naszym mieszkaniu i kiedy czasem słyszymy przeraźliwy krzyk to już domyślamy się, że mrówka pojawiła się obok kapciuszka.

A to z cyklu fantazyjnych rozmów przed snem:
- Mamo, a ja tes byłam mrówką. I ksywdziłam.
- Kogo kochanie?
- Takiego ludzia.

niedziela, 11 kwietnia 2010

żaden tytuł mi nie pasuje




Niewiarygodne jak 11 września..
a może nawet bardziej bolesne, bo nie zginęli ludzie anonimowi...
za mojego świadomego życia – najmocniejsze...
wciąż mi się wydaję, żę ktoś to musiał zaplanować

10 kwietnia - o 6 rano wróciliśmy z zespołem z Bydgoszczy busem. Okazało się, że perkusista nie zabrał z klubu pokrowca z pałkami i monitorem dousznym, więc rozstaliśmy się nieco zmartwieni. Strasznie zmarzłam czekając na takse, w domu szybko pożegnałam mamę i wślizgnęłam się do łóżka obok Bąbla i L. Śniło mi się, że odnaleźliśmy zagubiony pokrowiec. Bąbel obudził mnie o ósmej, strasznie byłam stęskniona, więc przytulaniom nie było końca. Przeniosłyśmy się do salonu pooglądać bajki. Jakoś przed 10tą L zabrał maca do łóżka i po chwili powiedział: "ja pierdole rozbił się samolot z Kaczyńskim".

środa, 24 marca 2010

Przełamując ciszę

Uff już się bałam, że przegapiłam blogową rocznicę, a tu jeszcze parę dni. Dlaczego dzieje się tak, że mimo, iż obowiązków nie przybywa to czasu jest coraz mniej?!? Nie chcę tak! Chcę chodzić do kina, czytać i pisać, bo to jest konieczne dla rozwoju mojego starzejącego się mózgu. Z tym starzeniem może na wyrost, ale urodziny były no i muszę poprzeżywać. Tym bardziej, że połowa znajomych serwowała ten sam żart (najczęściej kolesie): "Najlepszego z okazji 18stki", a to oznacza, że nie jest dobrze.
Ale żeby zmienić temat na nieco bardziej pogodno-dziecinny to naprawdę fajne prezenty dostałam w tym roku. Postarali się ludzie, nie ma co: piękny notes do pisania tekstów, głośnik schowany w misiu, dowolny zabieg ze wskazaniem na masaż oraz hit: adoptowałam małego słonia!! Będę dostawała update'y co miesiąc jakie postępy robi moje słoniątko, a niebawem zamieszczę update rozwoju Bąbla. Fascynujące..

czwartek, 7 stycznia 2010

2009 inaczej


Podsumowania płytowe nużą mnie już nieco. Fajnie natomiast przymierzać się do podsumowania dekady. Planuję z tej okazji małe kalendarium wydarzeń... ale z moją pamięcią to wyjątkowo pracochłonne. W podsumowaniach roku wolę jakieś inne kategorie niż albumy roku. Na przykład dziś małe podsumowanie książkowe. Trudno było czytać w tym (tamtym) roku, bo nawet w pociągu trzeba było teksty pisać, a w domu pełno Bąbla albo pracy przy kompie. Zazwyczaj nadrabiałam podczas wakacji we dwoje, ale i to w 2009 się nie przydarzyło. Mając więc wielką nadzieję na odrobienie zaległości w nowym roku (chociażby podczas podróży busem na koncerty) przedstawiam kilka pozycji, które umieściłam na mojej książkowej półce honorowej:
ARUNDHATI ROY - The God Of Small Things
Aravind Adiga - The White Tiger
Michał Witkowski - Margot
Haruki Murakami - Kafka On The Shore
Juli Zeh - Ciemna Materia

Było też wyjątkowo dużo książek, które odkładałam w połowie, a niestety kinowo zapuściłam się TAAAK, że kojarzę tylko "Wojnę Polsko-Ruską" i "Bękarty Wojny" (mistrz!).