środa, 22 kwietnia 2009

Różowy rower


„Płosie, płosie lołel!” – tak mniej więcej bąbel prosił o rower, aż się doprosił. Dziś odbyliśmy uroczysty spacer rodzinny do Promki, z założeniem powrotu z dzidzią na rowerku. No i jest! Różowy w stronę amarantu, z białymi oponami i kwiecistym napisem „Honey”.
Co ciekawe nieco przeceniliśmy naszego sprytka, bo okazało się, że nie umie pedałować. I to nie to, że słabo, czy niezdarnie, albo że nóżki za krótkie. Po prostu ta czynność jest jej zupełnie obca i na rowerku siedzi dumnie, ale nieruchomo. Od jutra więc kurs pedałowania. Śmiesznie, że dorosłym pedałowanie wydaje się naturalne jak chodzenie.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Nagrody przemysłu muzycznego

Pierwszy raz się wzruszyłam na Fryderykach. Niestety nie dlatego, że ktoś mi wyjątkowo bliski, albo JA (HA HA ) otrzymał złotą statuetkę. Postanowiłam odpuścić sobie tę imprezę, więc oglądałam transmisję w TVP. Nuda, mniej więcej to samo co rok temu, tyle, że Czesław się pojawił i zgarnął chyba więcej, niż ktokolwiek by się spodziewał. Nie poruszyły mnie też łzy wzruszenia Jerzego Połomskiego, bo nigdy mnie nie ruszał. Za to jak zwykle nieziemska była Erykah Badu, która nagrała dla nas podziękowania przy fortepianie. Nawet to potrafi zrobić najlepiej.

piątek, 17 kwietnia 2009

Czarodziej

Pamiętam moje zdziwienie kiedy w 2006 roku w zestawieniu Gilles’a Petersona – Worldwide Awards - albumem roku wybranym przez słuchaczy został krążek Bonobo „Days To Come”. Ładna, leniwa płyta, ale żeby od razu..? Podobnie dziwili się wczoraj warszawscy promotorzy, którzy przybyli do Fabryki Trzciny na set djski Bonobo. Prawdopodobnie zakładali, że trzeba będzie organizatora pocieszycielsko poklepać po plecach, no bo dj set w Fabryce (sic!), w czwartek (SIC!), porażka murowana. A tu się okazało, że raczej gratulacje należy złożyć. Bo organizator z Katowic, miejscówka „warszawkowa” do bólu, a luda nawaliło tyle, że kolegi wpisanego na liste gości nie chciano już wpuścić po 23ciej! Nie była to też typowa „fabrykowo-pinowa” publika, po prostu fajni ludzie, których nigdy wcześniej nie widziałam.. no może gdzieś tam wśród „openerowskich” tłumów. Nie wiem tak do końca na czym polega fenomen Bonobo, czyli uroczego Simona, który gra muzykę niegdyś wpychaną na sale chilloutowe, ale robi to tak, albo brzmi to tak, że wszyscy pląsają radośnie. W dodatku z ochotą kupują bilety. Na pewno Ninja Tune robi swoje, na pewno fakt dlugoletniej działalności na scenie elektronicznej. Tylko ciekawe ile z tych wczorajszych 600 osób ma chociaż jedną płytę Bonobo.
Najważniejsze jednak, że to kolejna udana warszawska balanga, na której byłam na przestrzeni ostatnich miesięcy. Idzie nowe, albo co.

środa, 15 kwietnia 2009

Prawie jak HMV


Już wiem, że oczekiwałam więcej od nowej Bat For Lashes, albo może właśnie mniej, prościej, bardziej frywolnie. Chciałam jednak wstrzymać się z szerszą recenzją do chwili zakupu namacalnego krążka CeDe. Wcześniej kupilam wersję download nie spodziewając się, że EMI może zainteresować się wydaniem tej płyty. Aż tu jeszcze przed Świętami radosna wieść z siedziby wytwórni, że „Two Suns” już w sklepach! Wczoraj po wpływem rozgrzewających promieni słonecznych wybrałam się do naszego „najlepszego sklepu muzycznego” na Marszałkowskiej. Ach jakie zmiany! Wreszcie ludzka toaleta, a wszystkie kasy upchane na dole, klient nie czeka długo i jest miło obsłużony. Zawiało HMV normalnie! Zacierając ręce wjechałam na muzyczne piętro i ruszyłam podziwiać regał nowości. Ani Bat, ani Royksopp, ani nic nic NIC, co by mogło mnie zainteresować. Być może gdzieś coś tam upchane, ale ja do empikowych szperaczy nie należę, jakoś to mało „diggerskie”.
W maju wybieram się do Londynu i właściwie zakupowo nie ma już po co. Pozostała ta jednak wielka przepaść – sklepy płytowe – bez wypasu – po prostu zaopatrzone w bieżące nowości, w dodatku wyeksponowane tak, że widać i ślinka cieknie. Przecież to jest paranoja, żeby po to jechać do innego kraju. Wiem, że powodem w dużej mierze są od lat zachwiane empikowe finanse. Może więc jakaś dotacja, żeby taki jeden na kraj sklep jednak istniał. Pamiętam to jeszcze z czasów mojej pracy w Wytwórni. „Dlaczego mojej płyty nie ma w sklepach?” – pytał artysta. „Bo sklep jej nie zamówił” – odpowiadała Wytwórnia. To może oddać im te płyty w komis no jeza ja nie wiem, nie jestem od tego żeby to wymyślać, ale chę kupować płyty!!!

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Kompromis

nauczyłam się zrzędzić do środka
i krzyczeć w milczeniu
nie dlatego, że się boję
tylko
tak będzie lepiej

sobota, 11 kwietnia 2009

JAJA


I już Święta, a te poprzednie jakby przed chwilą były. Bąbel po raz kolejny postanowił uczcić czas świąteczny chorobą, na mamusie też przeszło, więc sobie siorbię. Wena przez to słabsza, apetyt niestety bez zmian (nie słabnie). Ale żeby świateczną refleksję chociaż zawrzeć to się zastanawiam, czy przyjdzie taki dzień, że to ja będę rozpoczynała przygotowania do Świąt na tydzień przed, zaczynając od mycia okien, a na pieczeniu mazurków kończąc? Czy w moim “wymarzonym 80m2” zasiądzie rodzina, będzie wesoło, a potem ledwo wstaną od stołu i niby wzbraniając się zabiorą skrzętnie zapakowaną wałówę? Trudno to sobie dziś wyobrazić..
Allelujah!

czwartek, 9 kwietnia 2009

Interview Part One


- Jak łączy Pani macierzyństwo z intensywną pracą zawodową?
Och bez przesady, nie pracuję przecież w agencji reklamowej. Czasem wydaje mi się jednak, że to właśnie ten tzw. "nienormowany czas“ łączyć trudniej, bo każdy dzień jest inny i wymaga osobnego planu.

- Czy będąc matką coś Pani straciła?
Poranki. Mój umysł jest najbardziej twórczy przy porannej kawie. Wcześniej potrafiłam dużo zrobić do 11stej. Teraz najczęściej włączam komputer około południa - po śniadankach, zmywankach, gotowankach obiadków i spracerkach. Oby do przedszkola.

- Czego jeszcze brakuje Pani najbardziej?
Czytania. Uwielbiam czytać, mam już spory stos książek do nadrobienia, jestem zupełnie nie na bierząco z gazetami, które lubię. Nie oznacza to, że przy dziecku nie można czytać tylko, że ten czas nadający się na czytanie muszę przeznaczyć na inne - być może pozornie - ważniejsze zadania. No i podróże.. było kilka fajnych planów.

- A co Pani zyskała?
Dużo więcej od tego, co straciłam. Ale czasem muszę sobie ponarzekać i tak jak Bąbel powtórzyć „Ja! Ja! Moje!“.

wtorek, 7 kwietnia 2009

Future retro


Czy ktoś robi dziś nowoczesne płyty? Nowoczesność polega na byciu nienowoczesnym, na byciu retro, vintage oraz oldskul. Sama temu ulegam, sama przesiąkam. Na szczęście nie ciągnie mnie do form ekstremalnych; co innego piosenka nawiązująca do lat 80., a co innego wyjęta z nich żywcem. Nie chciałabym tracić ponadczasowości muzyki, a zbytnie określanie się tym właśnie grozi.
Paradoks polega na tym, że bardzo retro brzmiące płyty jak Beck „Modern Guilt“, oldskulowe jak Fisz Emade „Heavi Metal“, czy bardziej disco jak Crazy P „Stop Space Return“ wydają się świeże jak wyciskany sok z porańczy. Za to „nowe“ płyty jeszcze wierne brzmieniom house, drum’n’bass, czy – o zgrozo – trip hop są jakieś niedzisiejsze.. jak .. wczorajszy rosół (?;). Brakuje mi teraz dobrych przykładów z tej czerstwej grupy, ale podobny problem mam z wieloma polskimi premierami. W większości mało jest soku. Oj żebym tylko sama rosołu nie przygotowała.
PS.: Słucham właśnie nowej Sofy z pandą na okładce i dostarcza mi dużo radości. Duży krok do przodu, chociaż nadal dosyć zachowawczo. Jest lekkie bujanie pomiędzy „rootsowym“ (od The Roots, a nie reggae) graniem, funkowym pazurem, a nagle letnią pioseneczką radiową, ale trzymam kciuki, bo jest energia.

niedziela, 5 kwietnia 2009

Matki z liceum

Spotkanie klasowe miałam, a właściwie babsko-klasowe. Co jakiś czas się widujemy, więc nie było łypania jak kto się posunął tylko raczej gęby nam się nie zamykały, szczególnie kiedy zostało pięć „najfajnieszych“. Pięć matek, a każda z innej branży. Jak to się dzieje, że wciąż tak świetnie się dogadujemy, a może nawet teraz mamy więcej dystansu dla swoich wad i jest jeszcze lepiej.. Liceum dla każdej z nas było arcybarwnym okresem, pełnym intensywnych doznań. Jak widać bardzo nas to połączyło, szczególnie wycieczki klasowe. Wczoraj wspominałyśmy mało, wątki przewodnie były następujące: macierzyństwo, upływ czasu i relacje rodzinne (przecież znamy również swoich rodziców!). Brzmi przerażająco, ale wszystko ujmowałyśmy w ironiczno-humorystyczny sposób. Od czasu do czasu niechcący wpadałyśmy na jakiś smutny wątek i zatrzymywałyśmy na chwilę salwy śmiechu. Nikt nie przynudzał, wszystkie piły. Girls power.

piątek, 3 kwietnia 2009

Półmetek

A płyta sobie powstaje.. powolutku robi małe kroczki, staje się.. a ja się frustruję, że nie szybciej. Mam dosyć przejrzystą wizję jaka ma być i jak ma wyglądać, w dużej mierze odwrotnie do pierwszej. Bo czarne zamieni się w białe, a wolne w szybkie. Może nie aż tak radykalnie, ale mniej więcej w tym kierunku. Z kilkoma osobami pracuję po raz pierwszy i uwielbiam odkrywać ich sposób pracy, ich talent, poczucie humoru. Nie sądziłam, że przy nagrywaniu wokali Maksiu będzie taki konkretny, wysłyszy nieczystości, zarządzi chórki, nie pozwoli też nagrywać za dużo "żeby się nie pogubić". Poddałam się jak muzyk dyrygentowi i czekam na rezultaty. A Foksiu taki gościnny, uprzejmy, a kiedy trzeba szalony i pudełko ze śrubami nagra. Tylko znika czasem i wyczekuję na kontakt pełna niepokoju. Z tekstami męczę się nieco tym razem, bo gęsto melodie poukładałam i trzeba się natrudzić zarówno przy wymyślaniu, jak i nagrywaniu. Tematyka się zmieniła, raczej nie to co w środku tylko wokół.

czwartek, 2 kwietnia 2009

Kids Ever


Odczuwamy bunt dwulatka, ja nawet czasem na własnej skórze. Kiedy przebywam z bąblem nie nadąrzam za jej zmiennością nastrojów, a sama bujam się między rozbrajającą miłością, a utratą cierpliwości.
Absolutny top Bąbla to: Bebe Lilly (szczególnie Halo Dziadku), Domisie (szczególnie Pysia), Bawmy się Sezamku (szczególnie duo Bert & Ernie oraz Elmo), Włatcy Much (ale tylko jeśli pojawia się Czesio). Ma też swoje ukochane płyty: Kids Ever (ze szczególnym uwielbieniem „Szczotko szczotko..“), Miś i Margolcia (część zimowa, letnia i wiosenna). Ciekawe jak długo będzie obowiązywał ten zestaw...
Jest jeszcze bogaty świat książek, uwielbiany od pierwszych chwil kumacji. Do tej pory królowały w nim zwierzęta. Najpierw poznała ich nazwy, wyłoniła ulubieńców (wyjątkowo nie polubiła nosorożca), niedawno odkryła, ze między zwierzętami również obowiązują relacje mama-tata-dzidzia, zainteresowała się też relacją człowiek – zwierzę (ulubiony rysunek: dziewczynka podająca sałatę królikowi). Kilka dni temu dostała od taty książeczkę o niebezpieczeństwach. Jest to lekki hardkor, bo widzimy m.in.dziewczynkę duszącą się gazem lub chłopca porażonego prądem. Bąbel boi się, ale ciągle chce oglądać i słuchać o pułapkach czyhających na dziecko. A my powtarzamy w kółko: Widzisz, trzeba uważać...

środa, 1 kwietnia 2009

Piosenka

Jest kilka, a może kilkadziesiąt numerów, które w danym momencie działały na mnie do granic szaleństwa. Zazwyczaj decyduje o tym jakaś harmonia.. tak wpleciona w beat, czy melodie wokalu, że nawet siedząc w samochodzie czuję się jakbym wymachiwała rękami w górze, a w środku robi jakoś tak ... inaczej. Pokusiłabym się o stworzenie listy takich numerów, ale nie dziś. Dziś "mam to" właśnie przy nowej piosence Bat For Lashes "Daniel". Już od dłuższego czasu nie zdarzyło mi się słuchać czegoś w kółko. W sumie jest to też dla mnie taki powrót do czasów "zarzynania" płyt (albo kaset), które już chyba nie powrócą. No bo takiej ilości nie da się "przerżnąć". Daniel to najpiękniejsza popowa piosenka o miłości ostatnich lat. Natasha Khan jest zjawiskowa nie od dziś, ale jak dla mnie dopiero teraz dołączyła do czarodziejskiej trójcy z Roisin Murphy i Alison Goldfrapp. Nie twierdze, że to są akurat najlepsze wokalistki, bo tych jest znacznie więcej (a chociażby Beth, czy PJ). Chodzi o pewną spójną wrażliwość. Chłód w połączeniu z kocią seksualnością. Dobra, nie brne w to.